Gdy
wszystko dla dzieci było gotowe, po tym jak z Florence'm przez kilka
dni przygotowywaliśmy legowisko, wiszący na sklepieniu jaskini hamak i
obrabialiśmy skórę.
-Wszystko gotowe.- powiedziałam sama do siebie, bo Florence'a nie było. Usiadłam, trochę zdyszana, bo... Wsumie nie wiem czemu. Zdyszałam się i już. Po chwili mój oddech stał się gwałtowniejszy i pojawiły się skórcze. Wraz z oddechgem wydawałam ciche, przerywane, krótkie jęknięcia. Puki byłam w stanie chodzić, a jaskinia Lolity była blisko, wstałam i zaczęłam iść chwiejnym krokiem. Mój oddech wciąż przyśpieszał. Wreszcie znalazłam się w jej jaskini. - Lolito, chyba się zaczęło.- powiedziałam, a wadera podeszła do mnie i podprowadziła do posłania. Kładąc się, jęknełam głośno, bo ból narastał. - Spokojnie... Ale przygotuj się, poród to ciężka praca. - Au! Chyba rozumiem.- wystękałam. Nagle ból ustąpił, a chwilę później powrócił ze zdwojoną siłą. Zaczęłam krzyczeć. - Przyj!- wrzeszczała Lolita, przekrzykując mnie. Gdy zaczęłam przeć, ból znów zaczął narastać. - Nie mogę!
(Lolita?)
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz