Obudziłam się w jaskini, lecz nie tej do
której widoku przywykłam, ta była "obca". Podniosłam głowę. W pewnym
momencie dotarł do mnie orzeźwiający zapach mokrej ziemi i szum
padającego deszczu. Przy wejściu siedział Vane. Kiedy wstałam, poczułam
okropne kłucie na karku. Jęknęłam z bólu, lecz zrobiłam to na tyle
cicho, że Vane tego nie usłyszał. Podeszłam i usiadłam obok niego.
- Jak się czujesz? - spytał w pewnej chwili chłodno, jakby od niechcenia wciąż patrząc się w przestrzeń. - Dobrze... - odpowiedziałam cicho - A ty? Po tym pytaniu Vane odwrócił się w moją stronę, natychmiast dostrzegłam zakrwawioną klatkę piersiową. Wytrzeszczyłam oczy. Właściwie nie chciałam tego zrobić, ale to stało się samoistnie. - Nie najgorzej, dzięki za troskę - powiedział oschle. Przez chwilę popatrzyłam na zachmurzone niebo, a potem znów na Vane'a. - Słońce zaszło, możesz spokojnie wrócić do watahy. Lolita opatrzy twą ranę... - A ty? - spytał patrząc się na mnie swym zabójczym wzrokiem. - Ja muszę jeszcze sprawdzić resztę terenu. Kto wie może ten wilk nie był sam.
<Vane?>
|
||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz